niedziela, 9 października 2016

Koszt utrzymania psa.

08:06:00
Koszt zależy m.in. od wielkości czworonoga, rodzaju sierści, skłonności do chorób i wielu innych czynników. Policzę, ile sama wydaję na psa, pamiętając o ulubionych smakołykach i przedmiotach, które niekoniecznie można uznać za potrzebne. Wydatki podzielę na koszty stałe, jednorazowe oraz dodatkowe. Wszystko prócz karmy i obroży/szelek kupuję w sklepach internetowych. Nie jest to wpis sponsorowany, lecz zdecydowałam, że podrzucę Ci linki niektórych przedmiotów, które warte są zobaczenia. Zaczynając, należy wziąć pod uwagę fakt, że Mika to 3-letni psiak w typie West Highland White Terrier, ważący w okolicach 8-9 kilogramów. 

KOSZTY STAŁE

1. Sucha karma.
Gdy Mika była szczeniakiem zajadała Purinę, która kosztowała mnie średnio 1,26zł na dzień. Od momentu, gdy skończyła rok przerzuciłyśmy się na Taste of the Wild, za którą płacę prawie 1,7zł dziennie. Karmę kupuję w sześciokilogramowym opakowaniu za 104,79zł. Zakładając, że Mika je codziennie suchą karmę, dokładnie w ilości przewidzianej w tabeli na odwrocie opakowania, odżywianie jej kosztuje mnie prawie 620zł rocznie. Na szczęście obliczenia te są dalekie od rzeczywistości. W ciągu roku zazwyczaj kupuję 3 opakowania karmy, za które płacę niecałe 314zł. Resztę nadrabiamy jedzeniem gotowanym.

2. Szczepienie obowiązkowe - wścieklizna, tabletka odrobaczająca.
Niektórzy uważają, że cena szczepień jest za wysoka. Przeglądając fora wpadłam na stronę Krajowej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej, na której (mam nadzieję, że w żarcie!), przeciwko wszystkim narzekającym zamieszczono kalkulację kosztów szczepienia. Kliknij w to zdanie, by pobrać kosztorys w pdf. 

3. Woreczki na odchody.
Staram się na nich najbardziej oszczędzać. Zamawiam je przy okazji i zawsze dokładnie liczę, która wersja oferowana w sklepie jest najbardziej atrakcyjna. Szybki ranking na sierpień 2016r ;)
i dla odmiany

Ponieważ karmę liczyłam w skali roku załóżmy, że cztery paczki wystarczą (w najtańszej opcji kupujemy 80 woreczków po 9zł) co daje 36zł.

4. Obroża przeciwpchelna/kropelki - 37zł. 

5. Smakołyki.
Mika bardzo lubi mini kosteczki z drobiem, jagnięciną iflakami - 7,50zł, ciasteczka wątrobowe - 23zł, zjadalna pasta dla psów dozabawek KONG- 27zł, które kupuję średnio dwa razy w roku. Częściej kupujemy naturalne smakołyki Planet Pet, które Mika wręcz kocha. Najbardziej lubi kurczaka z jabłkiem, za które płacę 11,90zł. Opakowanie starcza na dwa miesiące, co daje wydatek prawie 72zł rocznie. Do jednej z zabawek KONG, z której wypadają smakołyki kupuję karmę Alpha Spirit, która pakowana jest zawsze do małych opakowań po 210g. Cena zależy od smaku, więc przyjmijmy 11zł za opakowanie, które starcza na dwa miesiące. Po podliczeniu cen wszystkich ulubionych smakołyków Miki, ukazuje się zawrotna suma 253zł. Ale przecież to nie wszystko. Zdarza mi się kupować w mięsnym wędzone nogi wieprzowe po 0,50zł za sztukę oraz smakołyki dla zdrowych ząbków. Jeśli uznam, że wydaję ponad 300zł rocznie na smakołyki, nie będzie to dalekie od prawdy.

6. Trymowanie - 100zł x 3 = 300zł

KOSZTY JEDNORAZOWE

1. Etui na woreczki na odchody - 15,10zł.

2. Legowisko.
Od 30zł za malutkie posłanie o wymiarach 12x29cm po eleganckie budy za parę tysięcy. Zawsze można zacząć od zwykłego starego koca. Pierwsze posłanie Miki składało się z koca i jasia. Teraz mieszka w budzie za 119zł.

3. Dwie miski.
Od najtańszych kolorowych, plastikowych miseczek za 6zł do kilkuset złotych za fontanny ;) Nasze ceramiczne kosztowały 48zł.

4. Zabawki.
Na zabawkach można najbardziej oszczędzić, ale i najwięcej stracić. Niektórzy uważają, że do dobrej zabawy wystarczy kamień czy patyk i właściciel. Oczywiście w pełni się z tym zgadzam, lecz nie czarujmy się, do pracy każdy chodzić musi, a szczeniak w domu potrzebuje czymś się zająć. Dobrze by było, gdyby wersalka nie odgrywała roli pluszaka a plastikowa miska kolorowego frisbee.
Wszystkie misie, które posiada Mika są, albo moje, albo kupowane w sklepach z używaną odzieżą po 1-5zł. Prócz tego posiada: dwie zabawki KONG, które kosztowały w sumie 90,90zł, frisbee za 21zł oraz piłkę za 23,90zł. Podsumowując mamy prawie 150zł.

5. Inne drobiazgi:
  • smycz, obroża/szelki, kaganiec,
  • obcinaczki do pazurków,
  • grzebień.


KOSZTY DODATKOWE

Abym miała pewność, że o niczym nie zapomniałam przeglądałam wpisy innych blogujących. Myślałam, że mam przysłowiowego fioła na punkcie mojego psa. Widzę jednak, że moje wydatki to nic w porównaniu z szaleńczymi zakupami innych. Mam wrażenie, że to trochę taka zabawa, którą nazwałabym: czego jeszcze nie mam? Pamiętajmy o zdrowym rozsądku ;) 

W kosztach dodatkowych możemy umieścić wizyty weterynaryjne w razie chorób, leki, ubezpieczenie, paszport, sterylizacja/kastracja, oraz rzeczy mniej potrzebne np: plecaczek, miska i bidon podczas podróży, pasy bezpieczeństwa do samochodu, wiklinowy kosz na rower i wiele innych. 

PODSUMOWANIE

Takim sposobem dobrnęliśmy do końca. Wydałam na mojego psa ponad 3000zł, choć pewnie o wielu rzeczach jeszcze zapomniałam. Aż się boję, ile będę wydawała na swoje dzieci ;) Widzę u siebie zależność, im bardziej kocham tym bardziej rozpieszczam ;D Tak więc, zakładając, że Mika będzie żyła 12 lat mój budżet uszczupli się o ponad 12 000zł. Ale wiecie co? Warto! 

Kończąc w ten jakże miły sposób serdecznie Cię żegnam i zapraszam do przeczytania innych wpisów. Buziaczki! ;)

niedziela, 2 października 2016

Historia „Pierwszego Lasu” i cenne wskazówki.

05:38:00
Jak już wspominałam w pierwszym wpisie, w moim małym lasku nie obyło się bez trzęsień ziemi i innych kataklizmów. Zaraz po umieszczeniu roślin na odpowiednich miejscach, niezauważalny tajfun w postaci ręki Karoli dokonał dosłownego wywrócenia świata do góry nogami. Moje godzinne układanie trafił szlak, ale jak to w naturze i życiu bywa, aby wstał dzień najpierw musi przyjść noc. Kamyczki i kawałki drewna same ułożyły się jak im wygodnie. Las przeżył.

Następnego dnia zostawiłam mój las na oknie od strony południowej. Wystarczyła godzina, by temperatura wzrosła a powietrze stało się ciężkie i parne. Wszystkie roślinki szybko skurczyły się przed ostrymi promieniami słońca. Myślałam, że to już koniec. Tyle serca i czasu włożyłam w tą małą żarówkę, a przez nieuwagę i bezmyślność miałam stracić wszystko już następnego dnia. Czemu się dziwię? Przecież te roślinki na wolności rosły sobie spokojnie w cieniu drzewa. Odkręciłam zakrętkę, którą wcześniej zabrałam butelce soku wiśniowego i przewietrzyłam żarówkę. Pomyślałam, że szybka wymiana powietrza zdziała cuda i miałam racje. Teraz wiem, że mój kawałek lasu jest wytrzymały i nie boi się niczego.

Aktualnie las znalazł swoje miejsce na stole, do którego docierają przez firankę resztki południowych promieni słońca. Nadal posiada mało zgrabną zakrętkę od soku, którą w najbliższym czasie chcę zmienić na korek. Nie zdecydowałam się zamknąć go na zawsze. Zauważyłam, że po zakręceniu żarówki, rośliny potrzebują podlewania raz na dwa lub trzy miesiące, co całkowicie mnie satysfakcjonuje. W moim małym mieszkaniu jest zbyt niebezpiecznie. Boję się, że przy nieodpowiednim posunięciu las umrze, a ja nie będę miała do niego dostępu.

Pozbyłam się drewienka, na którym pojawiła się pleśń, suchego liścia i małych szyszek, które zaczęły gnić. Zostały dwa małe kamyczki. Następnym razem pominęłabym te wszystkie drobiazgi. Przecież to nie miało być akwarium z pniem, zamkiem i muszelkami! ;)

Niedawno, jeden gatunek mchów stracił swój zielony kolor i lekko zbrązowiał. Postanowiłam się tym nie przejmować, może nadszedł już czas jego snu. Inna odmiana mchów ładnie rośnie, paproć także daje radę. Jestem bardzo ciekawa, jak zachowa się las z nadejściem zimy.

Wskazówki 

1. Gdybym miała jeszcze raz stworzyć las, na pewno na początku zaczęłabym od mniej skomplikowanego naczynia. Żarówka przysporzyła mi wielu problemów. Po pierwsze miałam kłopot ze znalezieniem odpowiednich narzędzi, by sprawnie zasadzić roślinki. Po drugie ciężko było zaradzić turlaniu. Do tej pory żarówka stoi na szkaradnym stojaczku z drutu, bo nie wymyśliłam jeszcze nic bardziej bezpiecznego ale i ładniejszego.
2. Wybierz odpowiednie rośliny, które lubią czasami być mokre. Takie, które w środowisku naturalnym żyją obok siebie. Swoją drogą... ciekawa jestem czy mały storczyk dałby radę w takich warunkach.
3. Sadź rośliny tak, by nie dotykały ścian. Nie umiem tego wytłumaczyć, lecz wszystkie części paproci, które dotykały szklanej powierzchni uschły. Pozostałe mają się świetnie.
4. Pomiń wszelkie listki i kawałki drzew, które mogą spleśnieć.
5. Szybko po zamknięciu lasu, na ściankach pojawiły się kropelki wody. Zwilżyły delikatnie roślinki i zniknęły. Dzieje się tak od czasu do czasu. Przypuszczam, że temperatura wewnątrz żarówki jest wtedy wyższa. Po paru godzinach wszystko wraca do normy. Jeśli wody byłoby za dużo, tak, że zlewałaby się po ściankach, odkręć naczynie i zostaw otwarte na godzinę.
6. Zauważyłam, że mój las nie lubi parapetów. Woli miejsce na stole, które jest chronione przed słońcem przez firankę. Gdybym miała taką możliwość postawiłabym go od zachodniej lub północnej strony.
7. Nie podlewaj lasu zbyt dużo. On na prawdę nie potrzebuje nadopiekuńczego rodzica. Zdecydowałam się podlać roślinki, gdy ziemia była już całkiem sucha.

Nie zapeszając, las żyje i ma się dobrze. Ścianki są trochę przyprószone ziemią, po licznych katastrofach. Jeśli w żarówce coś się zmieni, na pewno Cię o tym poinformuję i uaktualnię ten wpis.

Galeria pierwszego lasu.

1. Nasze pierwsze wspólne dni - 5 sierpnia 2016r.
2. Pierwszy Las po dwóch miesiącach - 2 października 2016r.


sobota, 6 sierpnia 2016

Mój pierwszy las - mchy i paprocie.

11:34:00
Podjęłam się stworzenia własnego małego "lasu w butelce". Jeśli nie wiesz o co chodzi, zapraszam Cię do przeczytania artykułu "Las w butelce - informacje wstępne". Zaczynamy!

Korzystając z wcześniej znalezionego przepisu przygotowałam coś szklanego - okrągłą żarówkę, węgiel aktywny, który zakupiłam w sklepie zoologicznym po 21zł za kilogram, żwirek, piasek i  narzędzia. Wybrałam się do lasu w poszukiwaniu mchów oraz elementów ozdobnych.

1.  Rozpoczęłam od żarówki, z której pozbyłam się środka za pomocą śrubokręta. 
Należy robić to z wielką ostrożnością, nie jest to łatwe. Skorzystałam nawet w fazie początkowej z małej pomocy męskiej ręki. 
2.  Ostrożnie przepłukałam żarówkę ciepłą wodą i wysuszyłam suszarką, by wykluczyć wszelkie smugi. Uznałam, że prościej będzie wkładać żwirek i piasek do suchej żarówki niż mokrej, do której ścianek wszystko się poprzykleja. 
3.  Na spód wsypałam kamyczki, następnie piasek i węgiel aktywny. Całość przykryłam warstwą ziemi.
4.  Podzieliłam mchy na cienkie paski i za pomocą wykałaczki do szaszłyków umieściłam je w żarówce. Dodałam kamyczki, suchy listek, szyszkę i patyczek. 
5.   Całość podlałam za pomocą rurki do napojów. 

Układanie roślin można zaliczyć do czynności rozluźniających i uspokajających. Poza tym pomimo, że żarówka była mała, narobiła dużo bałaganu ;). Świetnym pomysłem było stworzenie "rączki" z drutów, co ułatwiło pracę. Przydały mi się również drewniane wykałaczki do szaszłyków, pęseta, druciki i rurka do picia napojów. Z ulotek drukowanych na śliskim papierze stworzyłam rulon, przez który wsypywałam żwirek, piasek i pokruszony wcześniej węgiel aktywny. Przecięta wzdłuż wykałaczka świetnie trzymała roślinki. Kiedy brakuje odpowiednich narzędzi, każdy pomysł jest warty wypróbowania. Muszę ostrzec Cię także przed udziałem osób trzecich, czyli tzw. gapiów. Jeden z takich gapiów zaraz po idealnym ułożeniu elementów wewnątrz żarówki i zakończeniu prac "zderzył się" z żarówką, czego wynikiem była żarówka po trzęsieniu ziemi. Wielka szkoda, bo ułożenie dopracowywałam długo, aż nie uznałam za cudowne. 

Nadal zastanawiam się czy cały ten projekt ma szansę przetrwania. Szukając informacji natknęłam się na wiele pytań, które pogłębiły moją niepewność. Chętnie będę obserwowała swój las w szkle.


Do zobaczenia!

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Las w szkle - informacje wstępne.

05:06:00
Z pomysłem "zamknięcia" lasu w butelce, po raz pierwszy spotkałam się przeglądając Bezużyteczną. Ujrzałam wtedy zdjęcie przedstawiające botanika Davida Latimera i jego "ogród" założony 1960 roku.
Byłam zafascynowana możliwością trzymania na parapecie kawałka ogródka, nie marząc nawet o lesie. Mała kawalerka, bez balkonu, z oknami na ruchliwą ulicę nie jest szczytem moich marzeń. Postanowiłam znaleźć więcej informacji o inspirującym botaniku i jego odkryciu.
 I tak Pan David pochodzący z Francji w 1960 roku założył swój ogród. Ostatni raz podlewał go podobno w 1972 roku, po czym zamknął butlę na zawsze. Jak to możliwe, że w tak ciężkich warunkach roślinki mają się świetnie po dziś dzień? Przyznam, że poczułam wielką nadzieję dla siebie i moich roślinek, o których notorycznie zapominam. Myślałam, że w moim mieszkaniu mają prawo przetrwać tylko kaktusy. Może jednak istnieje dla mnie wybawienie? Do butli dociera światło, woda krąży w obiegu zamkniętym, podobno składniki mineralne również. Dużo istnieje instrukcji obsługi lasu w butelce. Mam wielką ochotę spróbować.

Dodatkowe informacje.

Potrzebujemy:
  • szklany słój,
  • narzędzia do pracy: patyczki, łyżeczka itp.
  • ziemia, może być kwiatowa,
  • drenaż np. piasek, żwirek,
  • aktywowany węgiel drzewny (można znaleźć w aptece lub zoologicznym),
  • roślinki i inne.

1. Na dno słoika wsypujemy ok. 2 cm piasku.
2. Na piasek sypiemy ok. 1 cm rozdrobnionego węgla drzewnego.
3. Na węgiel wsypujemy 4-5 cm ziemi.
4. Ubijamy delikatnie łyżką całość.5. W ostrożnie zrobione zagłębienia wsadzamy rośliny, starając się, by nie leżały przyklejone do ścianek słoika.
6. Podsypujemy ziemię wokół korzeni i ubijamy ją.
7. Ewentualnie układamy na ziemi nieco mchu.
8. Wlewamy do środka ok. 5-10 ml wody.
9. Słoik zakręcamy szczelnie.

Butelkę stawiamy blisko okna, ale nie bezpośrednio na słońcu. Na ściankach powinna zbierać się wilgoć w postaci drobnych kropelek. Jeśli woda wyraźnie ścieka po ściankach słoika, to jest jej za dużo – w takiej sytuacji słoik odkręcamy na 2 godziny. Jeśli mgiełka zupełnie się nie pojawia – dolewamy 2 ml wody.

Myślę, że już niedługo spróbuję stworzyć swój własny ogród. Mam trochę wątpliwości czy po pewnym czasie wszystko nie zgnije. Przypuszczam, że im większe naczynie, tym prościej osiągnąć efekt, bo ekosystem większy, więc mniej wrażliwy i lepiej sobie poradzi. Widziałam kiedyś akwarium z jedną rybką założone w dużej, okrągłej żarówce starego typu. Skrawek lasu w małej żarówce pewnie wyglądałby magicznie. 
Do zobaczenia!